Irlandia znana jest nie tylko z świetnej whisky, ale również genialnych stoutów. Ja miałem coś dla siebie w czasie tego wyjazdu, więc nadszedł czas abyśmy odwiedzili muzeum związane z piwem, aby sprawić przyjemność żonie (de facto moja żona lubuje bardziej piwko niż alkohole mocne).

Zresztą ja sam nie będę ukrywał, że bardzo lubię zimnego Guinnessa. Jest w nim coś wyjątkowego, a w fakcie wypicia go na miejscu z kegla to już w ogóle.

W związku z tym wybraliśmy się do Guinness Storehouse. Warto zauważyć, że w tym miejscu nie znajduje się aktywny browar. Mam na myśli to, że nie będziemy mogli zobaczyć z bliska, jak warzone jest piwo. Sam proces odbywa się w sąsiadującym browarze St. James’s Gate Brewery, który znajduje się na tym samym terenie, ale jest oddzielony od muzeum.
Standardowo, a ile to kosztuje?
A to już zależy. My długo zwlekaliśmy z zakupem biletów do muzeum i było po zawodach. Została nam tylko opcja podstawowa, czyli zwiedzanie i piwko na szczycie (czyli siódmym piętrze całego kompleksu).

Taka przyjemność to 20 euro. Biorąc pod uwagę, że za Guinnessa na mieście zapłacimy około 7-8 euro, nie jest to cena zaporowa. Natomiast trzeba wziąć pod uwagę, że na weekendzie jest to już 30 euro. Jeżeli więc nie lubicie przepłacać to celujcie w dni poza weekendem i to z rana. Wydaje mi się, że cena po południu już była większa.

Z innych atrakcji to mamy warsztaty nalewania piwa, rysowania swojej twarzy na piance piwa czy też możliwość degustacji innych piw, które warzą (w tym jakiś rarytas, który ponoć jest sezonowy), a także tour z przewodnikiem. Cenowo waha się to od 28-48 euro. Zapewne w weekend jest trochę drożej, bo na stronie pokazuje ceny “od”.
Jak wygląda tour po muzeum?
Pierwszym punktem jest sklep, ale do niego wrócę na końcu jak w dwóch poprzednich artykułach.

Na początku tour - co kilka minut ktoś z ekipy Guinnessa wychodził na wprost głównego wejścia i robił krótkie wprowadzenie. Pokazywał dokument, który związany jest z utworzeniem browaru, opowiadał o tym co znajdziemy na kolejnych piętrach i zapraszał do zwiedzania.

Na samej trasie czekało na nas kilka atrakcji w tym interaktywna fontanna, pola z jęczmieniem, kilka mądrych cytatów, opis procesu produkcji piwa, stare urządzenia, historia browaru, opis procesu prażenia, stare reklamy, historia ewolucji logo i pewnie jeszcze kilka rzeczy, o których pisząc artykuł zapomniałem.

Mnie bardzo zafascynowały opis i film pokazujący pracę bednarzy w dawnych czasach, kiedy jeszcze piwo trzymane było w drewnianych beczkach. Dziś wykorzystywana jest stal nierdzewna i już nie ma tego klimatu, ale trudno się dziwić - jest tańsza, bardziej ekologiczna, no i na pewno bardziej higieniczna.

Piwko na wysokościach
Na samym końcu naszej trasy mamy możliwość wypicia piwka na szczycie budynku z widokiem 360 stopni. Widok jest interesujący ale nie zapiera dechu w piersiach. Może to pogoda, a może po prostu nie jest to najpiękniejsze miasto jakie widzieliśmy. Nie mniej nie o to w tym przypadku chodziło.

Piwko smakowało wybornie i aż chciało się wypić drugie. Z opcji poza standardowym Guinnessem mamy opcję 0,0% oraz Lagera. Szkoda, że nie udało się wypić czegoś spoza podstawek np. Foreign Stout albo Foreign Extra Stout. Bardzo liczyliśmy, że uda się ich spróbować, ale nie było nam dane.

Sklep
Sklep jest bardzo dobrze wyposażony, znajdziemy tu masę rzeczy od samego piwa, po ubrania, kubki, breloczki, słodycze i inne pierdółki. Cenowo nie jest źle i wydaje mi się przyjemniej niż w Jamesonie czy Teelingu. Do tego jeżeli coś Wam się podoba to bierzcie, bo na lotnisku jest kilka euro drożej. Żona namówiła mnie na zakup koszulki, więc została mi pamiątka ☺️.

Podsumowując, warto było?
Jak najbardziej. Niezależnie od tego, czy lubicie piwko czy nie polecam się wybrać. Jak nie możecie pić to 0.0 na końcu trasy też jest opcją. Muzeum jest ciekawe skonstruowane. Ja jedynie żałuję, że finalnie nie załapaliśmy się na degustację innych piwek, bo lubię odkrywać nowe smaki. Pomijając, że skończyły się bilety to był dla nas dzień odlotu i wypicie kilku kufli nie byłoby dobrym pomysłem.
